Specjalnie dla wszystkich, którzy zamierzają spędzić najbliższe dni w kinie (częściowo lub w całości) stworzona jest poniższa lektura, gdzie poznacie filmowych pewniaków i miernoty, ale także kilka pozycji, które mogą okazać się sporym pozytywnym zaskoczeniem.
Najpierw premiery:
Z dniem dzisiejszym do polskich kin wchodzą cztery filmy: "Niemożliwe", "Les Miserables: Nędznicy", "Kolekcjoner" oraz "Podejrzani zakochani".
Na pierwszy ogień "Niemożliwe" w reżyserii Juana Antonio Bayona, którego większość powinna kojarzyć za sprawą horroru sprzed kilku lat - "Sierocińca". Cóż tym razem przygotował dla nas Hiszpan, iż jego produkcja została nominowana do Oscara?
Otóż mamy film katastroficzny, pokazujący jednak zmagania nie z żywiołem, a jego skutkami, gdzie efekty specjalne stanowią jedynie punkt wyjścia dla pozostałej części filmu. Jest trochę ckliwości, trochę patosu, ale Ewan McGregor oraz Naomi Watts dwoją się i troją, aby wszystko wyglądało jak najbardziej realistycznie. Czy im się to udaje? Przekonajcie się sami - jak dla mnie, jest to kawał dobrego kina, może nie od razu zasługujący na Oscara, ale dla poświęcenie kilkunastu złotych na pewno. Tym bardziej, że takie filmy powinno się oglądać w kinie.
Poleca się? Zdecydowanie tak!
Polska komedia. Polska komedia kryminalna. W skrócie "Podejrzani zakochani" to znów ta sama obsada, znów te same gagi, znów odgrzewany kotlet, bez większego pomysłu na dobrą zabawę.
Można powiedzieć, że mam ogromną niechęć do polskich produkcji, jednak nie wynika to z mojego widzimisię, a cholernie słabej jakości dzieł wychodzących spod ręki krajowych reżyserów w ostatnich latach. Chyba tylko Marek Koterski trzyma jeszcze jakoś poziom.
Co do samego filmu, cóż - rewelacji spodziewać się nie można. Ten film nie ma prawa nas zaskoczyć niczym dobrym, śmiesznym lub innowacyjnym. Ponownie to samo. Znów ktoś chce wcisnąć nam coś tandetnego i nabić sobie kieszeń. Można do kina się przejść, ale tylko, aby najeść się popcornu i wstydu, że takie coś w naszym kraju się wpuszcza do wielki ekran.
Poleca się? Nie za mojej kadencji!
Pora na odrobinę rozrywki, nieco brutalnej, ale dobrej, choć prostej. Na ekrany polskich kin wchodzi "Kolekcjoner" - troszkę boli, że nie dano szansy na zaprezentowanie się u nas pierwszej części filmu, która jest tym 'prawdziwym Kolekcjonerem', a teraz nagle nie wiadomo skąd przerabia się "The Collection" na takie dzieło, będące w rzeczywistości co najwyżej "Kolekcjonerem 2", no ale...
Mniejsza o to, bowiem jeśli ktoś lubi krwawą rozrywkę, połączenie typowego slashera, kina akcji i filmu grozy to powinien na seans się wybrać, gdyż wszystko to znajdzie w najnowszym dziele Marcusa Dunstana.
Nie oczekujmy zbyt wiele, gdyż wiele nie dostaniemy. Wydaje się to być uczciwym układem, tym bardziej, że nie spodziewany się tutaj głębszego przekazu, drugiego dna itd. Tłum żąda krwawej rozrywki, tłum ją dostaje.
Poleca się? Dla wybranych, ale tak.
No i wreszcie, ostatnia z premier, cholernie głośna adaptacja powieści Victora Hugo - "Nędznicy". Spodziewajcie się ogromu patosu, ckliwych sztuczek, łapania za serce, a wszystko to przepięknej oprawie wizualnej i dźwiękowej, gdyż "Les Miserables" to musical.
Mamy tutaj doborową obsadę aktorów-śpiewaków z Hugh Jackmanem i Russelem Crowem na czele, którym partnerują utalentowani, wcale nie tacy drugoplanowi Anne Hathaway, Amanda Seyfried, Helena Bonham Carter i wielu, wielu innych. Już dla takiej śmietanki warto to zobaczyć.
Posypią się na pewno Oscary, nie tylko za oprawę, nie tylko za pomysł, ale na pewno również dla Jackmana za jego przejmującą rolę. Bardzo ładnie, bardzo głośne, tylko pytanie, czy nie za bardzo w stylu, którego większość wybierających się do kin chce uniknąć? Trudno powiedzieć.
Poleca się? Powinno być wielkie bum i piszczenie gawiedzi!
Co jeszcze znajdziemy w ten weekend w kinach? Otóż, czeka na nas ciągle przesympatyczny jegomość z gier wideo "Ralph Demolka" i wcale nie jest to bajeczka tylko dla dzieci lub zagorzałych fanów Pegazusa. Wręcz przeciwnie, warto zobaczyć, niezależnie od wieku i zainteresowań. Jest także "Życie Pi", które jeśli oglądać to tylko w 3D ze względu na magię głębi obrazu, a nie efekty. Ci którzy czytali książkę wiedzą, że warto, reszcie powiem tylko, iż na pewno nie pożałują wydanych na magiczną opowieść pieniędzy. Standardowo grany jest jeszcze "Hobbit" i "Django" - jeśli ktoś jeszcze nie widział, koniecznie powinien nadrobić, Hobbita oczywiście w kinie, dla filmu Tarantino wystarcza dobre kino domowe.
To tyle, więcej za tydzień - miłych seansów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz